Zasłużeni dla Koła
“Przewodnik Przewodników” - Tadeusz Kazimierz Steć
Urodził się 1.10.1925r. w Ściance, województwo Tarnopol. Po śmierci ojca przeniósł się z matką do Warszawy. Dzięki swemu wujowi franciszkaninowi Michałowi Koziurze, w r.1939 skończył drugą klasę
w Małym Seminarium Misyjnym Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie. Wybuch wojny zastał go w rodzinnej miejscowości. Wrócił do Warszawy, gdzie ukończył gimnazjum na tajnych kompletach i 4.07.1944 roku zdał maturę. Okres powstania warszawskiego spędził prawdopodobnie
w podwarszawskim Sulejowie.
Od r.1946 studiował Steć etnografię i historię na Uniwerytecie Wrocławskim i pracował w tamtejszym Muzeum Archidiecezjalnym.
Już wtedy rozpoczął wędrówki z grupami turystów po zabytkach Dolnego Śląska odwiedzając zamki w Bolczowie i Chojniku. Nie ukończył studiów, zamieszkał z matką w Trzcińsku u podnóża Gór Sokolich. W dniu 6.10.1949 został Członkiem Zarządu jeleniogórskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, był też działaczem Oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. W tym roku w grudniu, wraz z dwoma kolegami z Oddziału PTT uczestniczył w kursie ratownictwa górskiego na Hali Gąsienicowej w Tatrach. Nastepstwem tego był kurs szkoleniowy przewodnicko-ratowniczy zorganizowany w maju 1950 r. w DW Krasnoludki w Szklarskiej Porębie. Kierownikiem kursu był Wojciech Niedziałek. Następnie z inicjatywy.
Czytaj więcej: “Przewodnik Przewodników” - Tadeusz Kazimierz Steć
Marek Wikorejczyk
Znał Góry Izerskie i Karkonosze lepiej niż własne kieszenie. Zarówno po polskiej jak i po czeskiej stronie. Znał nie tylko szlaki, ścieżki, doliny, jary, przełęcze i wyborne miejsca widokowe. Znał historie tych miejsc, historie ludzi, którzy tam żyli i działali, ciekawostki, anegdoty, dykteryjki, legendy i mity. Ilość przewędrowanych przez Marka szlaków była wprost proporcjonalna do ilości skrupulatnie gromadzonych książek, wycinków, notatek, zdjęć i innych wartościowych szpargałów.
Marek lubił opowiadać i gawędzić. Doceniał tych, którzy potrafili słuchać. Gdy dostrzegł autentyczne zainteresowanie słuchacza “rozkręcał się” obdarzając odbiorcę skarbami ciekawostek i nieznanych faktów historycznych, które spajały się w zupełną, ostatecznąi niespodziewanie logiczną całość. Ale musiał mieć słuchacza.
To Go mobilizowało do sięgania w głąb Swoich encyklopedycznych rezerw. Jednak chyba tak na prawdę realizował się pisząc Swoje opowiadania. Nie wiem czy Marek pisał wiersze, ale nie zdziwiłbym się gdyby jakieś Jego wiersze odnaleziono. Jego poetyczne opisy zjawisk przyrodniczych, nastrojów i klimatów górskich, te mgły, zachody słońca, “snopy zimnych iskier” czy ”czerwonawofiołkowe drżące zasłony horyzontu” zdradzały uważnego obserwatora o poetyckiej duszy. Opisywany nastrój udzielał się czytającemu. Ujawniał wtedy swoją wrażliwość i otwartość na otaczający Go świat. “Czuję potrzebę przebywania wśród ludzi oraz potrzebę wyrażania słowami tego co widzę i odczuwam” - tak pisał we wstępie do jednej ze Swych książek. I dalej “Trzeba umieć cieszyć się nie tylko z otaczającej nas natury, ale z przyjemności, którą możemy dać innym – otwierając przed nimi wrota górskiego świata”.
Leszek Krzeptowski (05.05.1927 – 04.10.2003)
Leszek urodził się w Zakopanem pod znakiem byka. Pochodził z startej góralskiej rodziny, której męska część rodu związana była z Tatrami. Zajmowali się myślistwem, ratownictwem, przewodnictwem, byli też kurierami, a jeden był nawet autentycznym zbójnikiem w XVIII wieku. Cechy, które Leszek cenił u ludzi to solidarność i wierność własnym zasadom, szczerość, koleżeństwo oraz walory towarzyskie. Zawsze podkreślał cechy przydatne w przewodnictwie - przede wszystkim umiłowanie tej pracy i akceptacja ludzi, dla których się pracuje. Twierdził, że nie encyklopedyczne wiadomości, ale dobry kontakt z grupą gwarantuje sukces. “Pierwsze 10 minut jest najważniejsze. Następuje wtedy obopólne “obwąchiwanie się”. Jeśli wygrasz ten czas grupa jest twoja. Naturalnie o takich cechach jak spokój, cierpliwość, grzeczność czy serdeczność nie wspomnę” – mówił. Od Leszka emanował nastrój pogody i optymizmu. Zawsze był pełen humoru.
Był świetnym gawędziarzem. Wspominając swoje początki, gdy brak było literatury i źródeł mówił, że “opowieści trzeba było ubarwiać, bo przecież na szlaku trzeba cały czas coś opowiadać, ale wodę trzeba lać z umiarem i rozsądkiem”. Miał fantastyczny kontakt z ludźmi, których oprowadzał, był autentycznym opiekunem turystów, którzy pamiętali Go przez lata, czego dowodem były liczne listy z podziękowaniami.
Waldemar Siemaszko (20.08.1931 – 10.02.1994)
Urodził się na Wileńszczyźnie, którą opuścił wraz z rodzicami w roku 1939 uciekając przed nawałą sowiecką. W roku 1945 rodzina Siemaszków osiedliła się w Lubaniu, gdzie Waldek ukończył szkołę podstawową i średnią, oraz działał w harcerstwie.
W latach 50-tych przeniósł się do Cieplic, rozpoczął działalność w PTTK, GOPR i Klubie Wysokogórskim. Zdobył uprawnienia przewodnika sudeckiego i ratownika górskiego oraz Instruktora Ratownictwa Górskiego. W latach 1955-1962 pracował jako etatowy ratownik GOPR. W roku 1965 ukończył Studium Ekonomiki i Organizacji Turystyki broniąc pracy “Przewodnictwo oraz ratownictwo górskie w Karkonoszach”. Opracowanie to jest skarbnicą wiedzy o początkach ratownictwa i przewodnictwa karkonoskiego i jest często cytowane w pracach dotyczących regionu.
W roku 1962 założył rodzinę i objął schronisko PTTK “Kochanówka” przy wodospadzie Szklarki, a w roku 1966 “Samotnię”, którą prowadził do śmierci. Pod jego kierownictwem schronisko stało się znane i lubiane w całej Polsce, za przyczyną atmosfery, którą stworzyli państwo Siemaszkowie. Dzięki swojemu pogodnemu usposobieniu, Waldek był bardzo lubiany przez turystów i kolegów. Samoistnie stworzyło się wokół niego i jego schroniska grono sympatyków “Samotni”, rekrutujące się z uczestników PTTK-owskich obozów narciarskich. Byli to anonimowi ludzie, którzy później okazywali się być dyrektorami, profesorami, artystami czy innymi VIP-ami. W Waldkowej “Samotni” wszyscy byli równi. Zauroczeni przyjazną atmosferą stworzoną przez gospodarzy schroniska i cudownym położeniem “Samotni” bezinteresownie pomagali Waldkowi w tamtych trudnych i nielogicznych czasach. To dla nich Waldek wykonał specjalne odznaki “Zasłużony dla Samotni” i specjalną księgę pamiątkową. Corocznie 11 listopada odbywały się ich zjazdy i wtedy Waldek zasiadał do pianina grając dla przyjaciół “swoje pieśni”. Niezapomniane były święta obchodzone w “Samotni”, rodzinne wigilie, mikołaje czy wielkanoce z choinką zawieszoną czubkiem w dół i przystrojoną pisankami. Dobre humory były obowiązkiem. Urok miejsca i ludzi sprawiał, że stali bywalcy przyjeżdżali ze swoimi dziećmi, a ci z czasem ze swoimi dziećmi. To oni samorzutnie ufundowali Waldkowi tablicę pamiątkową. To dla Waldka jego przyjaciel, pianista jazzowy corocznie zaprasza kolegów-muzyków na wspomnieniowy jam-session.
Aktualności
- 33 spacer krajoznawczo-historyczny - zaproszenie
- Przekazanie kolekcji białej broni do Starej Szkoły Miedzianka
- W niedzielę na wycieczkę 24.11.2024
- Komunikat zimowy
- W niedzielę na wycieczkę 17.11.2024
- Zamknięcie wejścia na platformę na Sokolik Duży
- Zamknięty szlak
- Przewodnicy sudeccy poznawali tajemnice pałacu w Ciechanowicach
- Jubileusz Kopalni Podgórze
- Badanie ankietowe liderów opinii