Foto: Krzysztof Tęcza
Podczas spotkania mogliśmy dowiedzieć się jak Monika „dochodziła” do celu i co przeżyła podczas każdej z wypraw. Pierwszym celem był, jak w większości wypadków, Kilimandżaro – 5895 metrów n. p. m. najwyższa góra Afryki, nie dość, że uważana za jedną z najpiękniejszych gór świata, jest tak naprawdę jedną z najbezpieczniejszych gór, zwłaszcza dla poczatkującego podróżnika. Dlatego każdy kto rozpoczyna swoją przygodę z górami wysokimi powinien zaczynać właśnie tutaj w Tanzanii. Tak też postąpiła Monika, tyle że pierwsze jej wejście na szczyt (była tam kilka razy) miało miejsce w niezbyt odpowiedniej porze roku co, ze względu właśnie na pogodę, nie dało tyle satysfakcji jak kolejne wejścia. To tam Monika przeżyła swoją chwilę słabości, która ze względu na wysokość omal nie skończyła się odwrotem prawie spod samego wierzchołka góry.
Kolejna wyprawa zakończyła się wejściem na Elbrus – 5642 metry n. p. m., uważany przez niektórych za najwyższą górę Europy. Położona na Kaukazie rywalizuje o to miano z Mt Blankiem. Elbrus wbrew wrażeniu jakie wywołuje jest górą bardzo niebezpieczną o czym świadczą liczne wypadki (także śmiertelne) wśród turystów, którzy nie wykazali stosownej czujności.
Monika zachęcona dotychczasowymi wejściami wybrała się na najwyższy szczyt Ameryki Południowej leżący w Andach. Była to Aconcagua – 6962 metry nad poziomem morza. Tym razem nie było już tak łatwo. Szczyt ten okazał się sporym wyzwaniem ale droga prowadząca przez miejsce zwane Lodowcem Polaków pozwoliła osiągnąć wymarzony cel.
Teraz nie było już problemu by ruszyć na najwyższy szczyt Alp Mont Blanc – 4810 metrów. Jak się okazało jedyną trudnością było tam miejsce, w którym stale obrywają się duże głazy mogące doprowadzić do tragedii.
Kolejna wyprawa poprowadziła Monikę na najwyższą górę świata Mont Everest – 8848 metrów. To w zasadzie tutaj dowiedziała się ona jak smakuje zwycięstwo nad własnymi słabościami. Najwyższa góra świata uczy bowiem pokory i wykorzystuje każdą oznakę słabości czy braku czujności o czym przekonała się niejedna osoba chcąca po prostu „zaliczyć” szczyt.
Foto: Krzysztof Tęcza
Po zdobyciu najwyższej góry świata Monika zdecydowała, że warto pokusić się o zdobycie Korony Świata. Do tej pory o tym nie myślała. Gdy jednak udało się szczęśliwie wrócić z Mont Everestu pojawiła się szansa na dokonanie tego co wydaje się niemożliwe do spełnienia. Dlatego teraz wybrała się na najwyższy szczyt Ameryki Północnej – Denali – 6194 metry. Szczyt ten nazywany do niedawna McKinley, ze względu na swoje położenie na terenie Alaski jest niezwykle trudny do zdobycia. Chodzi tutaj zarówno o fizyczne dotarcie w jego okolice jak i pokonanie panujących tu warunków pogodowych, które z reguły są nieprzyjazne każdemu śmiałkowi chcącemu wejść na wierzchołek góry. To tutaj Monika po raz pierwszy poznała co oznacza natura. Poznała jej siłę. Poznała także słabości ludzkie a także spotkała się z lekceważeniem gór graniczącym z głupotą przez nieodpowiedzialnych ludzi uważających, że wszystko im się uda. Nie, nie wszystko udaje się w górach czego namacalnymi dowodami są krzyże i kopczyki widziane na trasach podejściowych prowadzących w rejon szczytu.
Piramida Carstensz – 4884 metrów n. p. m. to najwyższy szczyt Australii i Oceani. Co prawda jej wysokość może wskazywać, że nie sprawi większych trudności przy wchodzeniu jednak jest to bardzo złudne. Zarówno bowiem samo dotarcie pod szczyt jak i wejście nań to niezwykłe wyzwanie. Praktycznie cała droga to jeden wielki tor przeszkód. Trzeba wielkiego samozaparcia by przetrwać takie warunki. Po takim jednak „wyczynie” Monika była pewna, że dokończy podjętego przez siebie wyzwania, że uda jej się zdobyć Koronę Ziemi.
Następny szczyt to Góra Kościuszki – 2228 metrów będący najwyższą górą Australii. Co prawda, ze względu na jego wysokość, wydaje się, iż wejście nań to zwykły spacerek jednak także trzeba potraktować wyprawę w te rejony poważnie.
Foto: Krzysztof Tęcza
Ostatnim szczytem zaliczanym do Korony Ziemi, na który udało się wejść Monice był Masyw Vinsona – 4892 metry n. p. m. położony na Antarktydzie. Tutaj, poza temperaturami, sporą niedogodnością są zasady czystości jakich należy przestrzegać. Na białym kontynencie nie wolno pozwolić sobie nawet na najmniejsze zaśmiecanie. Wszystko należy zbierać do pojemnika i przynosić do bazy. Dostaje się nawet specjalne worki z materiałem wiążącym na odchody tak by nic nie zmąciło bieli tego miejsca. Potem wszystko jest wywożone samolotami za ocean.
Monika Witkowska pokazała nam podczas swojego wykładu, że jeśli ma się nawet tak wielkie marzenia można je zrealizować. Trzeba tylko tego chcieć.
Monika Witkowska, mimo takich osiągnięć, zawsze chętnie wyrusza w góry niższe, tak by cieszyć się ich pięknem. Tym razem odwiedziła nasze Karkonosze. A w Bukowcu zapoznała się z działalnością Regionalnej Pracowni Krajoznawczej Karkonoszy i na pamiątkę swego tutaj pobytu wpisała się do Księgi pamiątkowej.
Krzysztof Tęcza