Foto: Krzysztof Tęcza
Skończmy jednak ze wspomnieniami. Teraz po kilku miesiącach prób nadeszła wreszcie pora na pokazanie prawdziwego przedstawienia. Oficjalna premiera zaplanowana została na 23 kwietnia 2017 roku jednak, ze względów praktycznych, dzień wcześniej zorganizowano próbę generalną czy jak kto woli spektakl przedpremierowy. Oczywiście miało to swoje uzasadnienie. Ponieważ większość akcji działa się w plenerze trzeba było sprawdzić czy w takich warunkach pogodowych delikatny sprzęt oświetleniowy i nagłaśniający zadziała. Trzeba było także zobaczyć jak poradzą sobie widzowie, którzy będą musieli podążać za aktorami niekoniecznie utwardzonymi ścieżkami.
Spektakl zaplanowano późnym wieczorem tak by całość okryła ciemność budzącej się nocy. Losy bowiem powojennych mieszkańców, a przede wszystkim pracujących tu górników są więcej jak tragiczne. Odkryte złoża uranu stanowiły znakomitą pożywkę dla ludzi owładniętych manią wielkości. Chcieli oni jak najszybciej pozyskać materiał, z którego można wyprodukować najbardziej w tamtych czasach śmiercionośną broń – bombę atomową. I niestety nie chcieli poprzestać na jednej sztuce. W sumie do dzisiaj tak naprawdę nie wiadomo ile pozyskano tutaj materiału i ile z niego wyprodukowano bomb. To jednak akurat dla nas nie jest najważniejsze. Spektakl ma nam uzmysłowić w jak ciężkich warunkach pracowali tutaj ludzie. Do czego ich zmuszano. Przecież według statystyk mieszkańcy Miedzianki należeli do jednych ze zdrowszych społeczności. Tylko dlaczego tylu z nich zmarło przedwcześnie? W sumie nie wiadomo tak naprawdę ilu górników pozostało na zawsze pod ziemią. Wiadomo, że wielu mieszkańców, którzy zbyt swobodnie rozmawiali o tym co się tutaj dzieje, zniknęło bez śladu. Ot, tak po prostu. Wczoraj byli, rano już ich nie było. To samo dotyczyło pracowników mieszkających na kwaterach górniczych. Często jeszcze tego samego dnia na ich miejscu mieszkali inni ludzie.
Tak naprawdę to pracujące tu osoby były zobowiązane do zachowania tajemnicy służbowej. Wtedy, choć nam się wydaje to niepojęte, za jej ujawnienie można było stracić życie. Nieliczni, którzy dożyli naszych czasów, gdy pytamy ich o tamte wydarzenia powtarzają, że nikt ich nie zwolnił ze złożonej obietnicy, i nie chcą w ogóle poruszać tych tematów.
Foto: Krzysztof Tęcza
Aktorzy Teatru Korkontoi, po wstępie zaprezentowanym w nowym browarze zaprosili widzów na wieczorny spacer po Miedziance. Rozdali lampy naftowe oraz latarki i ruszyli przed siebie. Najpierw oczywiście pod budynek starego, nieużywanego od dziesiątek lat browaru. Mimo, iż w obiekcie tym produkowano piwo jeszcze po wojnie doprowadzono do jego zamknięcia. Nie pozwolono na przejęcie zakładów przez osoby prywatne. Ogólna tendencja była taka by Miedzianka znikła z mapy. Dlatego po uznaniu miejscowości za miejsce nienadające się do zamieszkania wysiedlono tych, którzy jeszcze tu mieszkali. Otrzymali oni lokale na właśnie powstającym Zabobrzu w Jeleniej Górze.
Widzowie podążający za aktorami pogrążali się w mroku nocy. Pojawiające się ciemne chaszcze nie poprawiały nastrojów. Na szczęście pogoda była w miarę dobra, tzn. nie padał deszcz. Powoli w oknach nielicznych domostw zapalały się światła. Po kolei dochodziliśmy do miejsc, w których jeszcze kilkadziesiąt lat temu stały domy, w gospodach było gwarno, ludzie chodzili do kościoła. Było tak do czasu. Przyszedł przecież dzień, kiedy miasteczkiem wstrząsnął niesamowity huk. Ludzie zobaczyli jak ich świątynia unosi się w powietrze. Tak, dosłownie cały obiekt uniósł się w górę i gdy huk wybuchu ucichł, opadł na ziemię. Ale to już nie był Dom Boży. Budowla zamieniła się w kupę gruzu. Saperzy pokazali, że dobrzy z nich są fachowcy. Podobnie uczyniono z innymi budowlami. Zlikwidowano całe ulice. Tętniący Rynek zamienił się, po uprzątnięciu gruzu, w pusty plac. Dzisiaj nie ma tu już nic poza dołami i dziurami prowadzącymi do podziemnych korytarzy. Jedne z nich to wynik odsłonięć powstałych wskutek zapadania się chodników istniejących pod miasteczkiem kopalń, drugie to dziury kopane przez poszukiwaczy skarbów. W sumie to jedne i drugie są dla nas bardzo niebezpieczne. Nikt nie próbuje ich zabezpieczyć, no może poza obwiązaniem danego miejsca taśmą czy sznurkiem. Chodząc po chaszczach, zwłaszcza nocą, trzeba bardzo uważać by nie wpaść do dziury, bo samemu raczej się z niej nie wydostaniemy.
Foto: Krzysztof Tęcza
Foto: Krzysztof Tęcza
Na zakończenie spektaklu dotarliśmy pod drugi, istniejący, a co ważne, czynny jeszcze, kościół. To tuż obok niego nie tak dawno zapadła się ziemia odkrywając mroczną czeluść. To także w pobliżu niego znajdują się resztki po dawnym pałacu. Z pięknego niegdyś obiektu pozostały tylko nieliczne murki i kilka piwnic. Niemniej i te marne resztki budowli pobudzają u niektórych wyobraźnię i czasami słychać w nocy odgłosy kucia murów. Dziwne to bo wszak wszyscy wiedzą, że właśnie tutaj nocą wychodzą z ukrycia białe zjawy. A nie są one nastawione zbyt przyjaźnie do tych, którzy zakłócają im ciszę.
Uczestniczący w dzisiejszym przedstawieniu widzowie mimo, iż są świadomi swojej ilości, to nawet na najmniejszy okrzyk czy szmer w ciemności reagują bardzo impulsywnie. Widać, że miejsce to wpływa na ich wyobraźnię. Na szczęście wszystko jest pod kontrolą i nikomu nic się nie stało, no może poza żywszym biciem serca.
W końcu wracamy wszyscy pod nowy browar gdzie nagle znikają dziwne cienie, gdzie nie ma zarośli, w których słychać tajemnicze odgłosy, gdzie czujemy się zupełnie bezpiecznie, gdzie w końcu można wszelkie strachy utopić w miodowym trunku, tak by po powrocie do domu zaśmiać się w twarz niedowiarkom, którzy nie będąc w Miedziance mówią, że tu nic się nie dzieje.
Krzysztof Tęcza