Dnia 24.03.2016 r. przeżywszy 87 lat zmarł
Św. p. Mirosław Skowroński,
emerytowany zegarmistrz przez lata opiekun najsłynniejszego zegara publicznego, przy ul. 1 Maja.
Pogrzeb odbędzie się w dniu 30 marca (środa) o godz. 11.00 na nowym cmentarzu przy ul. Sudeckiej w Jeleniej Górze
Dal przybliżenia sylwetki Pana Skowrońskiego – przytaczam poniżej tekst, którego autorka jest „Agrafka” z portalu Jelonka.com, z dnia 18 lutego 2011 r. (AndrzejM)
wg: http://www.jelonka.com/news,single,init,article,32418
Najstarszy zegarmistrz w Jeleniej Górze, pan Mirosław Skowroński, prowadzący od 1951 roku zakład przy ulicy 1 Maja, zakończył działalność. Zasłużony dla Jeleniej Góry 83–letni rzemieślnik przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Każdy, kto był u pana Mirosława w zakładzie, zapamięta nie tylko rytmiczną melodię upływającego czasu graną tykaniem i dzwonieniem zegarów stojących i wiszących w pomieszczeniu. Zapamięta także klasę i uprzejmość gospodarza, człowieka z innej epoki. Rzemieślnika, który stał się ikoną „Majówki”, między innymi, dzięki jednemu z ostatnich zegarów ulicznych, o który dbał przez lata. Chronometr dobiega setki. Do 1945 roku znajdowała się w tym miejscu pracownia zegarmistrzowska, a także optyk, jubiler i złotnik. W 1956 roku sypiącą się kamienicę rozebrano i zbudowano nieudolną „replikę” Zachowało się jednak wyposażenie dawnego zakładu.
Mirosław Skowroński naprawiał rożne zegary m.in. ścienne zegary wahadłowe, wybijające godziny, stołowe, kredensowe, budziki, zegary ręczne, kieszonkowe, stopery, szachowe, zegary używane na stadionach, czy też na peronach.
– Pracowałem tu od 1951 roku, gdzie był zakład zegarmistrzowski, tak więc od 60 lat. Do Jeleniej Góry przyjechałem z Białostoczczyzny w 1946 roku. Była wtedy wczesna wiosna. Ruch na ulicy 1 Maja był dużo większy, teraz można by go nazwać sennym. Wtedy jeździły tramwaje, panował dwustronny ruch aut, dużo też było szabrowników. Znajdowało się tu pełno sklepów i jeszcze więcej towarów. Działania wojenne ominęły znacznie Jelenią Górę. Byłem bardzo zauroczony Kotliną Jeleniogórską – powiedział nam Mirosław Skowroński.
– Fachu nauczyłem się w miasteczku Goniądz na Białostoczczyźnie nad rzeką Biebrzą. W 1943 byłem tam zatrudniony jako uczeń u miejscowego zegarmistrza i uczyłem się zawodu. Potem szef wyjechał do Białegostoku, gdzie również mnie zatrudnił. W 1945 roku trafił do Gdańska, gdzie także prowadził zakład zegarmistrzowski. Tak więc w 1945 mieszkałem i uczyłem się zawodu w dzielnicy Gdańska Wrzeszcz. Później mój wuj, który przyszedł z wojskiem do Jeleniej Góry, a był z zawodu mechanikiem samochodowym, tu został zdemobilizowany i otrzymał poniemiecki warsztat w Łomnicy. Zaprosił mnie do Jeleniej Góry – opowiada pan Mirosław.
– Oczywiście przyjechałem, z końcem lutego 1946 roku, było cieplutko jak na luty, pierwszy raz w życiu zobaczyłem wtedy góry i zauroczyło mnie bardzo to miasto. Wujek porozumiał się z zegarmistrzem, który przyjechał z Ostrowa Wielkopolskiego Ferdynand Walawender, który miał zakład przy ulicy Stalina 1, czyli obecna Wolności 1, gdzie teraz znajduje się sklep z obuwiem. Był tam wywieszony zegar uliczny, którego już też teraz nie ma. Tam uczyłem się do egzaminu czeladniczego – snuje opowieść Zegarmistrz.
Później zrobiłem maturę w Liceum dla Pracujących imienia Stefana Żeromskiego. Następnie zatrudniłem się w Spółdzielni Zegarmistrzów i Optyków, przy ulicy 1 Maja 14, teraz jest to numer 24. Zdałem później egzamin mistrzowski na zegarmistrza, który uprawniał mnie do szkolenia uczniów. W 1957 spółdzielnia uległa rozwiązaniu i tylko ja tu zostałem, prowadziłem działalność prywatną, naprawiałem różnego rodzaju zegary i szkoliłem uczniów. W tejże pracowni, która miała swoje pomieszczenia także na piętrze pracowało niegdyś około 20 osób. W tej chwili ja jestem tu niczym ostatni Mohikanin – dodaje M. Skowroński.
Jak opowiada Mirosław Skowroński zegarmistrzostwo to zawód dający wiele satysfakcji, ale także wymagającej od zegarmistrza ogromnej cierpliwości i precyzji. - Mój kolega, także zegarmistrz, naprawiając kiedyś bardzo drogi zegarek szwajcarski, robił to przy otwartym oknie, przez które wleciała mucha. Do nóżek tego muszyska niespodziewanie przykleiła się bardzo maleńka i delikatna część - kotwica. Zegarmistrz prosił muchę, żeby zostawiła tę kotwicę, niestety mucha odleciała wraz z drogą częścią. Sam wiele razy musiałem godzinami klęczeć na ziemi w poszukiwaniu zagubionej mikroskopijnej części lub wiele czasu spędzać na „badaniu schorzeń” zegarów, które na pozór miały wszystko w należytym porządku, jednak nie działały. Najstarszym moim zegarem jest „kukułka”, ma już około 150 lat i jeszcze kuka i prawidłowo wskazuje czas.
Zakład pana Mirosława znany jest także z wystaw okolicznościowych, na które składają się eksponaty z kolekcji pana Władysława Stasieńki, zapalonego zbieracza. Ekspozycje najczęściej organizowano przy okazji uroczystości patriotycznych. Obydwaj panowie we wrześniu 2008 roku odebrali nadane przez jeleniogórską radę miejską tytuły Zasłużonych dla Jeleniej Góry. Teraz pan Mirosław udaje się na zasłużoną emeryturę. Być może we wnętrzach jego pracowni urządzi się optyk.
PS. Pan Mirosław obiecuje, że zrobi wszystko, aby zegar na "Majówce" został na swoim miejscu i działał.